niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 10

Chociaż już trzy dni temu wyszłam ze szpitala, nadal byłam w miasteczku krasnoludów. Kevin nie chciał dalej iść, ponieważ bał się, że coś mi się stanie, chociaż miałam tylko kilka ran. Zauważyłam, że wcześniej chciał pokonać żywe szkielety, żeby nie zostać tu na noc, a teraz siedzi tu tak długo, bo się o mnie boi. Krasnoludy nadal go trochę denerwowały, ale próbował być miły ze względu na mnie. 
Przez te trzy dni siedziałam sobie na fotelu popijając herbatę i patrząc przez okno na Płomienną Górę i nie wiedziałam co w tym samym czasie działo się w moim królestwie. Od kiedy uciekłam panował tam chaos, aż do czasu kiedy przyjechał ON. Stało się to dwa dni temu. Od dziecka nienawidziłam tego mężczyzny. Wiedziałam, że jemu chodzi tylko o władzę. Mój ojciec nigdy tego nie zauważał, ale moja matka tak. Nie znosiła jego wizyt. Po śmierci mojej matki ożenił się z pewną księżniczką, która mieszkała daleko od Góry Dnia i Nocy, ale jeszcze zanim zdążyła zostać królową zmarła. Mężczyzna odszedł stamtąd i od wtedy słuch o nim zaginął. Jestem pewna, że w tym czasie szukał sobie jakiejś innej księżniczki, z którą mógłby się ożenić, aby zdobyć władzę. A najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że to mój wujek, brat mojego ojca. Nazywa się Teodor. A skoro moja matka nie żyje, mój ojciec jest w śpiączce, a jego jedyne dziecko uciekło, to znaczy, że on ma władzę nad królestwem. Gdy tak sobie siedziałam spokojnie przy tym oknie jeszcze tego nie wiedziałam. Dowiedziałam się tego dopiero, gdy Strażnik, który wpuścił nas do miasta wbiegł do mojego tymczasowego domku.
- Witaj, Oliver. Coś się stało? Czemu tak się spieszyłeś? - zapytałam.
- Pewien rycerz pyta o ciebie. - powiedział z trudem łapiąc oddech.
- Jak to?! Jak się nazywa?
- Nie powiedział, wspomniał tylko, że przyszedł w imieniu Króla Teodora.
Prawie upuściłam filiżankę herbaty ziołowej, którą akurat piłam. Jak to?! Król Teodor?!
- Jesteś pewien, że się nie przesłyszałeś?
- Na sto procent. - odpowiedział krasnolud. - Powiedziałem mu, że cię tu nie ma,a on na to, że jeśli pojawisz się tu gdzieś w okolicy to mam go o tym jak najprędzej powiadomić. Czy ten Król Teodor to twój ojciec?
- Nie, to mój wujek. Ale po co on mnie szuka, przecież wie, że jeśli wrócę to ja zdobędę władzę, a nie on. - zauważyłam, że Oliver nie rozumie o co mi chodzi, więc opowiedziałam mu o Teodorze.
- Nie chcę cię zasmucać, ale wydaje mi się, że on nie chce sprowadzić cię z powrotem do Królestwa Słońca. - powiedział krasnolud, gdy skończyłam opowiadać.
- Uważasz, że on chce mnie...
- Na to wygląda. Radzę ci, żebyś została tu jeszcze jakiś czas, tak na wypadek.
- Dobry pomysł. Muszę powiedzieć o tym Kevinowi. - i już wstałam, ale rudowłosy mnie powstrzymał.
- Lepiej nie. Chłopak na pewno zdenerwuje się na tego całego Teodora i zechce wrócić, żeby ,,dać mu nauczkę", a wtedy go złapią.
- Niby czemu miałby to zrobić?
- Bo cię kocha. To widać, inaczej by tu nie został na tak długo i by się o ciebie aż tak nie martwił.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Czy to prawda? Czy on mnie na prawdę kocha? Nie mogę w to uwierzyć.
- Dobrze, na razie nic mu nie powiem. - po czym z powrotem usiadłam na fotel i napiłam się ziołowej herbaty z filiżanki.
- Muszę już wracać do pracy. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia. - po czym krasnolud zamknął za sobą drzwi i zostawił mnie sam na sam z moimi myślami. Wuj Teodor wrócił i chce mnie zabić, nie mogę wyjść poza bramy miasta, bo jego rycerze mogą mnie złapać, nie mogę nic powiedzieć Kevinowi i jeszcze jedna nowa informacja, Kevin mnie kocha. Czy to naprawdę może być prawda? I czemu akurat tym najbardziej się przejmuję, przecież mój własny wujek chce mnie zabić! Chciałabym móc z kimś porozmawiać, na przykład z Alice. Tak tęsknie za tymi wieczorami kiedy przychodziła do mnie do pokoju, popijała ze mną herbatę i słuchała uważnie wszystkiego co miałam jej do powiedzenia. Teraz siedzę sobie w fotelu i popijam herbatę, ale nie ma nikogo kto mógłby mnie posłuchać. Samotność jest okropna. Pomyślałam, że najlepiej będzie jak pójdę już spać, co z tego, że jest dopiero ósma, i tak nie mam co do roboty. Wypiłam herbatę do końca, zostawiłam filiżankę na stole w kuchni i wybrałam się do łazienki gdzie przebrałam się. Potem poszłam do sypialni i weszłam do łóżka, po chwili zasnęłam.
Obudziło mnie stukanie. Przez chwilę nie wiedziałam gdzie jestem. Ostatnio znajdowałam się w zamku z Alice, moim ojcem i... Kevinem! Nikt nie miał nic przeciwko temu, że był w naszym królestwie, ponieważ nie było już dwóch królestw. Było tylko jedno, Królestwo Dnia i Nocy, a ja i Kevin rządziliśmy nim. Po chwili uświadomiłam sobie, że to był tylko sen, dziwny sen. Czemu akurat ja i Kevin? 
Znów usłyszałam stukanie, ale tym razem głośniejsze. Zorientowałam się, że ktoś puka do drzwi. Niechętnie wygrzebałam się z łóżka i krzyknęłam, że już idę. Za drzwiami stał Kevin uśmiechnięty od ucha do ucha. 
- Cześć! - powiedział po czym spojrzał na mój ubiór.
- Eee... cześć. - powiedziałam czerwieniąc się. - Dopiero wstałam.
- To widać. - powiedział uśmiechając się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle możliwe.
- Eee... wejdź. - powiedziałam robiąc dla niego miejsce. Dlaczego tak dziwnie się przy nim zachowuję? 
Chłopak wszedł do środka i usiadł na fotelu.
- To ja... eee... pójdę się przebrać.
- Okej.
Szybko pobiegłam do góry po wąskich schodach i przebrałam się. Gdy wróciłam Kevin nadal siedział w tym samym miejscu i patrzał przez okno na Płomienną Górę, albo po prostu na coś co znajduje się z tej strony.
- Tak długo już idziemy, a nadal jeszcze daleko do Góry. - powiedział nie odrywając wzroku od okna.
- Tak naprawdę to od prawie tygodnia siedzimy tutaj. - powiedziałam.
- Masz racje. 
Że co? Byłam pewna, że powie coś w stylu: ,, Gdybyś robiła to co ci mówię to byśmy byli już w drodze, może nawet powrotnej.", a on po prostu się ze mną zgodził.
- Mam dla ciebie dobrą nowinę. - powiedział odwracając się w moją stronę. Uśmiech znów wrócił na jego twarz. Uwielbiałam sposób w jaki się uśmiechał. Jego jasne oczy były takie wesołe, a na policzkach pojawiały się dołeczki.
Przestań! Pamiętaj, że to przez jego ojca zginęła twoja matka, pamiętaj!
- Jaką? - spytałam, próbując nie patrzeć prosto w jego oczy.
- Koniec przerwy, idziemy dalej!
Na początku uśmiechnęłam się, ale wtedy przypomniałam sobie o czymś. Wuj Teodor, który, jak mówił rycerz, który mnie szukał, był teraz królem Królestwa Słońca. On chciał mnie zabić! Jego rycerze byli wszędzie, więc nie mogłam stąd wyjść, bo by nas znaleźli. A na dodatek nie powinnam mówić tego Kevinowi (oczywiście jeśli Oliver ma rację). 
Mój uśmiech natychmiast zniknął z twarzy.
- Coś nie tak? Myślałem, że się ucieszysz. Od trzech dni powtarzasz, żebyśmy już wyruszyli. - powiedział chłopak.
- Bo ja... - nie, nie mogę mu tego powiedzieć - ja... - no dalej wymyśl coś - ja... bardzo polubiłam krasnoludy... i ten dom... i chciałabym tu zostać trochę dłużej.
Chyba nie przekonałam go tym, bo wstał i podszedł do mnie.
- Veronica, co się stało? - zapytał patrząc mi prosto w oczy.
- Ja... ja nie mogę. - szepnęłam i odwróciłam się od niego.
- Ale co? Czego? -  zapytał również szeptem.
- Nie mogę stąd wyjść.
- Ale czemu?
- Ja... mój wuj... on... on mnie szuka. - wygadałam się. Odwróciłam się do niego z powrotem, żeby zobaczyć jak zareaguje. Był zdezorientowany.
- Usiądź, opowiem ci.
Kevin zrobił to co powiedziałam, a ja zrobiłam to samo. Usiadłam na fotelu, który stał naprzeciwko jego.
- To trochę długa historia. - powiedziałam.
- Mam czas.
- A więc... może najpierw napijesz się herbaty. To nie potrwa długo, mam...
- Veronica, opowiadaj. - przerwał mi brunet.
-  Dobrze. Mam pewnego wujka, ze strony taty. Nazywa się Teodor...
Chłopak słuchał uważnie całej opowieści, a gdy skończyłam, omijając fakt, iż Teodor chce mnie zabić, powiedział:
- Domyślasz się może czemu cię szuka, w końcu jak wrócisz to ty dostaniesz władzę, a nie on. 
Wiedziałam, że o to zapyta, ale próbowałam z tym jak najdłużej zwlekać. Bałam się, że Oliver miał rację. Jednak musiałam mu o tym powiedzieć, powinien wiedzieć.
- On... on chce...
- Tak?
- On chce mnie zabić. - udało mi się wreszcie powiedzieć. Widziałam jak zaciekawienie w oczach Kevina zmienia się w złość, a jego dłonie zaciskają się w pięść. Nagle chłopak gwałtownie wstał.
- Nie! Nie ujdzie mu to na sucho! - powiedział zmierzając w stronę drzwi.
- D-dokąd idziesz? - zapytałam lekko przerażona. 
- Zostań tu na jeszcze kilka dni, a kiedy wrócę możemy iść dalej. - powiedział po czym wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi. Wybiegłam za nim.
- Ale dokąd chcesz iść?!
- Po prostu załatwię, żeby ten dupek się od ciebie odczepił.
- Nie! Po prostu zostańmy tu jeszcze na jakiś czas, a potem wyruszmy dalej. - powiedziałam próbując dotrzymać mu kroku.
- Nie ma mowy! Nie wytrzymam tu dłużej, a w ogóle on chce cię zabić! - krzyknął nagle się zatrzymując przez co prawie na niego wpadłam. Zauważyłam, że niektórzy spoglądają na nas.
- Cicho. - powiedziałam. - Ludzie patrzą.
- To nie ludzie, to krasnoludy.
Przewróciłam oczami. Muszę coś wymyślić. Nie może tak po prostu tam pojechać i powiedzieć, żeby Teodor zostawił mnie w spokoju.
- Chodź ze mną. - powiedziałam chwytając jego dłoń. Ku mojemu zdziwieniu wcale się nie wyrywał, ale pozwolił mi się zaprowadzić do ,,mojego" domu. Chwilkę porozmawiałam z nim o tym, że nie powinien mnie tu zostawiać i jaką mogą być konsekwencje tego co chce zrobić. Zauważyłam, że teraz był trochę bardzie spokojny niż na dworze. Nie wiem jak długo to trwało, może godzinę, a może dwie, ale w końcu zgodził się zostać tu ze mną na jeszcze jeden tydzień. Gdy wyszedł jak zwykle zrobiłam sobie herbatę ziołową i zaczęłam myśleć nad tym co może nas jeszcze spotkać podczas tej podróży. Nawet nie zauważyłam kiedy zapadłam w sen.
Przez cały ten tydzień bałam się, że może wydarzyć się coś złego, ale nic takiego się nie stało. Dokładnie tydzień po naszej rozmowie o Teodorze zaczęłam się pakować i przygotowywać na dalszą podróż. Miałam dziwne przeczucie, że gdy tylko stąd wyjdziemy stanie się coś okropnego. A czemu? Bo cały ten tydzień nic się nie działo, a nawet Oliver zauważył rycerza, który wcześniej pytał o mnie zmierzającego z powrotem w stronę Góry Dnia i Nocy. Pożegnałam się z Oliverem i innymi przyjaciółmi, których poznałam podczas mojego postoju i razem z Kevinem wyruszyłam w stronę Płomiennej Góry. Wędrowaliśmy cały dzień, a moje nogi były tak obolałe, że już dłużej nie mogłam.
- Może odpoczniemy trochę i jutro wyruszymy dalej, nogi mnie bolą. - powiedziałam wreszcie.
- Dobrze, jeśli chcesz. - powiedział po czym udał się w stronę lasu, który cały czas był po naszej prawej stronie. Weszliśmy do niego, ale nie tak daleko. Mogłam stąd zobaczyć drogę, którą cały dzień szliśmy. Położyłam się na wilgotnych liściach i od razu zapadłam w sen. 
Obudził mnie jakiś dziwny odgłos, którego na początku nie potrafiłam zidentyfikować. Dopiero po chwili rozpoznałam ten dźwięk. To był dźwięk końskich kopyt uderzających o wilgotną trawę. Przez chwilę siedziałam tak sparaliżowana nie mogąc zrobić ani jednego ruchu wsłuchując się w odgłos. Dźwięk był coraz bliżej. Gdy już mogłam się ruszać spróbowałam obudzić Kevin. Zaczęłam nim potrząsać, ale on tylko przekręcił się na prawy bok. Zaczęłam trząść nim mocniej.
- Kevin. - szeptałam. - Kevin, obudź się. 
Chłopak przekręcił się w moją stronę pocierając oczy.
- Co je... - zaczął, ale przerwałam mu przykładając swoją dłoń do jego ust. Brunet spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Cicho. Posłuchaj. - szepnęłam po czym zdjęłam rękę z jego ust. Chłopak zaczął wsłuchiwać się, ale nie było słychać nic oprócz sowy.
- To tylko sowa. - powiedział kładąc się z powrotem na ziemię.
- Nie o to mi chodzi słyszałam... - ale nie zdążyłam skończyć ponieważ dźwięk powrócił, ale tym razem był o wiele bliżej. Był prawię koło nas. Jestem pewna, że gdybym tylko wstała zauważyłabym nieznajomego/nieznajomą, ale wtedy ta osoba zobaczyłaby też mnie.
- Czy to... koń?
- A co innego. - szepnęłam. - Chyba powinniśmy schować się głębiej w... - o nie! - w lesie.
- Masz rację. Chodź. - szepnął i zaczął wstawać, ale powstrzymałam go łapiąc za jego ramię i pociągając z powrotem na ziemię.
- Zauważy cię.
- To co, mam chodzić na czworaka?
- To chyba jedyny sposób, żeby uciec niezauważonym. - powiedziałam. Złapałam torbę i zaczęłam iść jak najszybciej i najciszej mogłam, ale nie było to takie łatwe, a szczególnie z torbą na ramieniu.
Gdy byłam już pewna, że w pobliżu nie ma już nikogo oprócz Kevina wstałam. Chłopak zrobił to samo. Nagle mnie zamurowało. Obcy był coraz bliżej i jestem pewna, że zmierza w naszą stronę.
- Biegnij. - powiedział Kevin próbując być cicho. Zaczęłam biec przed siebie tak szybko jak mogłam. Biegliśmy jakieś 10 minut aż wreszcie zauważyliśmy jaskinię. Schowaliśmy się w środku. Nieznajomy/a był/a coraz bliżej. Nagle zobaczyłam tą osobę. Nawet w słabym świetle księżyca potrafiłam go rozpoznać. Mężczyzna rozejrzał się dookoła nie zauważając jaskini po czym ruszył dalej przed siebie. Gdy był już tak daleko, że prawie nie słyszeliśmy odgłosu kopyt uderzających o wilgotne liście Kevin powiedział:
- Boże! Kto to do cholery był?!
- To był Teodor, mój wujek.


I co sądzicie?  Teodora wymyśliłam dopiero pisząc ten rozdział, ale wydaje mi się, że jest ciekawiej gdy on i jego rycerze grasują po lasach w poszukiwaniu Veronici, nie sądzicie?
Gdyby ktoś nie zauważył zmieniłam trochę wygląd postaci, więc możecie zajrzeć na stronę ,,Bohaterowie" i zobaczyć jakich aktorów wybrałam :)
Nie wiem kiedy następny rozdział, ale spróbuję dodać go jak najszybciej.
Piszcie komentarze, ponieważ one bardzo motywują i jeśli podoba Wam się ta historia polećcie swoim znajomym jeśli możecie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz